21 września 2025

Published września 21, 2025 by with 0 comment

Lata 70-te

 Pokolenie 50+, to ostatni twardziele!


Nie zaczepiaj nikogo po pięćdziesiątce. Serio. To nie są ludzie – to gatunek przetrwania. Twardzi jak chleb z ubiegłego tygodnia, szybcy jak kapcie babci lecące w twoją stronę.

Zanim skończyłam 2 lata, potrafiłam rozpoznać nastrój matki po stuknięciu garnkiem w kuchni. W wieku 5 lat miałam klucz do domu na sznurku i wiedziałam, że „obiad jest w piekarniku – podgrzej, ale nie spal”. W wieku 7 lat gotowałam zupę pomidorową bez przepisu, a w wieku 9 już wiedziałam, jak uszczelnić kran i uciec przed psem sąsiada z wiadrem na głowie. Z łatwością obsługiwałam pralkę Franię i potrafiłam wymienić dętkę w rowerze.


Letnie dni spędzałam na świeżym powietrzu – od rana do zmroku. Bez komórek, za to z konkretnym planem: trzepak, rzeka, kapsle i wracanie do domu po ciemku z kolanami wyglądającymi jak mapa szlaku bojowego. I jakoś przeżyłam. Czasem trzeba było łatać kolano domowym sposobem z użyciem śliny i liścia babki. A jak bolało – to się nie płakało, tylko słyszało: „Nie boli, nie urwało”. Jadłam chleb z cukrem, piłam wodę z węża ogrodowego (pełną mikrobiomu, którego dziś zazdrości niejeden jogurt). Nikt wtedy nie miał alergii. A jak miał, to się nie przyznawał.


 Znałam 15 sposobów usuwania plam z trawy, smaru, krwi, błota i atramentu z pióra wiecznego – bo kiedyś człowiek musiał wyglądać czysto, zanim wrócił do domu.

To jeszcze nic. W swoim życiu przeżyłam:

– radio tranzystorowe,

– telewizor czarno-biały,

- gramofon do odtwarzania muzyki z płyt winylowych,

– magnetofon szpulowy i kasetowy,

– walkmana,

– magnetowid (z funkcją „tracking”),

– płyty CD i discmana,

– a dziś trzymają tysiące piosenek w kieszeni i… tęsknią za szumem kasety przy przewijaniu ołówkiem.


A jak już zdobyli prawo jazdy, to się jechało Fiatem 126p na drugi koniec Europy – bez noclegów, bez klimatyzacji, bez GPS-a. Wspomagało się tylko atlasem drogowym, gdzie całe Niemcy mieściły się na dwóch stronach, a w kieszeni mieli waluty różnych krajów w kwotach ledwo wystarczających na przeżycie. I jakoś dojeżdżaliśmy wszędzie. Bez Google Translate, za to z uśmiechem i kanapką z jajkiem w bagażniku.

To ostatnia generacja, która wie, jak wyglądało życie bez internetu, bez zasięgu, bez zmartwień o baterię w telefonie – bo go po prostu nie było. Moje pokolenie zna różnicę między telefonem stacjonarnym a telefonem „na sznurze w przedpokoju”, mieliśmy zeszyt z przepisami, a nie aplikację i nie potrzebowalismy przypomnienia o urodzinach – bo się pamiętało albo... się nie przychodziło.

Pokolenie 50 to ludzie, którzy:

– potrafią naprawić wszystko taśmą izolacyjną, spinaczem i kombinerkami,

– mieli tylko jeden kanał w telewizji i jakoś się nie nudzili,

– wie, co to "przewijanie palcem" – ale w książce telefonicznej,

– i wie, że jak nie odbierasz, to „znaczy żyjesz – oddzwonisz”.

Jesteśmy inaczej zbudowani. Mamy w sobie azbest emocjonalny, odporność z PRL-u i refleks ćwiczony na trzepaku. Ostatni prawdziwi ninja codzienności.


Nie zaczepiaj pięćdziesięciolatka. On widział więcej, przeżył więcej. On przeżył dzieciństwo bez fotelika, bez kasku i bez filtra przeciwsłonecznego, edukację bez laptopa i młodość bez scrollowania. Nie potrzebuje Google’a, bo ma instynkt.

A mimo to ma więcej wspomnień niż cała twoja galeria w chmurze. 

      edit

0 komentarze:

Prześlij komentarz